Trzeba odkryć swoje prawdziwe „dlaczego”
Ma Pan historię z uzależnieniem od alkoholu, ale mógł Pan odstawić picie i „zapomnieć o sprawie”. Skąd motywacja, żeby mówić o tym publicznie?
Przede wszystkim dlatego, że większość osób, która zaczyna się zmagać z tym problemem i chce podjąć to wyzwanie, po prostu się boi. Tak naprawdę panicznie się boi, że sobie nie poradzi, nie wyobraża sobie życia bez alkoholu, nie wie, jak sobie poradzi. Jak ze znajomymi, bo przecież znajomi poodchodzą, wszyscy się odwrócą. W ogóle jak funkcjonować, jak sobie poradzić, jeśli do tej pory wszystko było związane z alkoholem i nasz świat kręcił się wokół alkoholu, a teraz mamy nagle przestać i nie wiemy, jak się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Chciałem im przekazać, że to nie jest takie trudne. Nie jest łatwe, ale nie jest takie trudne, jak się może wydawać, żeby nie myśleli, nie programowali się tak, że będzie trudne. Jeżeli się tak nastawiają, tak się zaprogramują, że będzie trudne, to takie będzie. Chciałbym im pokazać, że czasami nie jest łatwo, ale mogą myśleć optymistycznie i patrzeć na to, że tak naprawdę robią coś dla siebie, zmieniają się i dzięki temu, że oni się zmieniają, zmieni się wokół nich wszystko. To powinna być radość, że my chcemy się zmienić i w ten sposób chciałbym to przekazać.
Mówi Pan, że przez 21 lat pił, ale jednocześnie był wysokofunkcjonujący. Jak wyglądało to w praktyce?
Wyglądało to tak, że jeśli już się upijałem, to tylko na imprezach firmowych. Generalnie rzadko się upijałem. Przede wszystkim piłem w domu, to znaczy nie wracałem do domu i się zataczałem, tylko wykonywałem najpierw obowiązki. Wróciłem do domu, trzeba było syna zawieźć na trening. Zawiozłem, przywiozłem i potem, już jak przywiozłem, wchodziłem do domu i zaczynałem pić. Jak nie trzeba było zawieźć na trening, nie było obowiązków, to już mogłem się napić. Tak to wyglądało. Jeżeli miałem następnego dnia na rano do pracy, to wypijałem dwa, trzy piwa, żeby mógł spokojnie rano wsiąść do samochodu i jechać. Wszystko było podporządkowane oczywiście pod alkohol, ale również pod to, żebym wykonał swoje obowiązki. Najpierw obowiązki, później mogłem pić. Jeśli weekend był wolny, to oczywiście też piłem. Nigdy nie zrobiłem tak, żeby nie iść do pracy, wziąć urlop na żądanie czy L4. Takich sytuacji nie było, obowiązki były najważniejsze, a później już picie. Oczywiście te obowiązki służbowe, bo w domu nie do końca. Zawoziłem syna na trening, bo żona np. była w pracy, ale takie zwykłe obowiązki domowe, to już niekoniecznie.
Wspomina Pan, że rozpoczął terapię właściwie zmuszony przez żonę. Czy to fakt, że alkoholika trzeba postawić pod ścianą?
Zostałem zmuszony, bo żona chodziła na terapię dla współuzależnionych i wiedziała, jak z takimi jak ja postępować.
Uważam, że trzeba postawić alkoholika pod ścianą. Przede wszystkim on musi bardzo chcieć zmiany, czyli konsekwencje picia muszą przewyższać wszystko.
Czyli ten jego ból musi być większy niż chęć napicia się, żeby on chciał to zrobić. Brak alkoholu musi być mniejszym bólem niż ból, którego doświadcza w konsekwencji picia. Kiedy moja żona już była na to gotowa, chodziła na grupę dla współuzależnionych, wiedziała, jak ze mną postępować. Była konsekwentna, jeśli obiecała, że coś zrobi, kiedy ja się napiję, to to robiła. Ten ból narastał, aż w pewnym momencie, jak mnie wyrzuciła z domu, warunkiem powrotu było to, żebym poszedł na terapię. Ból związany z brakiem alkoholu był mniejszy, bo nie wyobrażałem sobie życia bez moich dzieci. Bez żony jeszcze może bym sobie wyobraził, bo zawsze mogłem mieć nową, ale nie bez dzieci. To był ten ból, także uważam, że alkoholika trzeba postawić pod ścianą, tak musi niestety być.
Na Pana profilu pojawia się również Pana żona. Czy to ma sygnalizować, jak poważny może być problem współuzależnienia?
To jest bardzo, bardzo duży problem, szczególnie dla kobiet. Dla mężczyzn oczywiście też, bo kobiety również piją. Chcę pokazać, że współuzależnienie niekiedy jest trudniejsze do pokonania, niż nałóg u osoby uzależnionej. Osoba współuzależniona bardzo cierpi, a alkoholik często nie ma nawet o tym pojęcia. To jest tragedia dla tej osoby, dlatego chciałabym, żeby to wybrzmiało. Osoby współuzależnione często nie wiedzą, że potrzebują pomocy, bo myślą, że to nie ja mam problem, tylko ta osoba pijąca, biorąca narkotyki. Dobrzy by było gdyby takie osoby poszły na terapię dla współuzależnionych, żeby się wzmocniły, zrobiły to dla siebie. Nie robią tego dla osoby uzależnionej, tylko dla siebie, żeby miały więcej spokoju.
Organizuje Pan 30-dniowe wyzwania bez alkoholu. Czy taki miesiąc trzeźwości może realnie zmienić sposób myślenia o alkoholu? Jakie są najczęstsze efekty u uczestników?
Powiem tak: zaczynałem od 7-dniowego wyzwania. Najczęściej pracowało 20% osób w tym wyzwaniu. Później część z tych osób przechodziła na 30-dniowe wyzwanie płatne. Jak ludzie płacą, to chcą, bardziej się starają. Czasem też uważają, że jak coś jest za darmo, to niekoniecznie jest dobre. Jakie są efekty? Tak, jak wspomniałem, na 7-dniowym wyzwaniu pracuje 20% osób i to oni mają efekty. Na 30-dniowym wyzwaniu efekty są bardzo duże, tam rzadko zdarzają się zapicia. Mogę to powiedzieć z perspektywy 8 miesięcy, od których prowadzę te wyzwania. Pierwsze wyzwania trwają od 8 miesięcy i po prostu te osoby nie piją. Okaże się, jak będzie dalej. Wiadomo, nikt niczego nie jest pewny i ja również nie jestem pewny, ale chyba wyzwania działają, bo ludzie są zadowoleni. Te grupy trwają, uczestnicy cały czas do mnie piszą, cieszą się ze swojego nowego życia.

Wspomina Pan o autorskiej metodzie pracy – na czym ona polega?
Pracuję bardziej z podświadomością, to wynika z mojej psychoterapii, którą przeszedłem. Moja psycholog i terapeutka uzależnień pracowała różnymi metodami. Była hipnoza, ustawienia hellingerowskie, podświadomość. Ona czerpała esencję z tych rzeczy i dobierała metody dla osób uzależnionych. Opowiedziałem jej, co przeżyłem, ona mi wiele wytłumaczyła, przepracowaliśmy, jak ja czuję emocje, jak je rozumiem, jak to zmieniło moje życie. Przeszedłem to dość łatwo, nie miałem jakiś większych problemów. Dodatkowo ponad 9 lat temu przeszedłem szkolenie. Zapłaciłem ponad 2500 złotych, ale zrozumiałem, że to szkolenie pomaga mi również w mojej trzeźwości. Mój autorski program to przede wszystkim po prostu wiadomości, jak postępować w momencie głodu alkoholowego, nawrotu itd. Kiedy dostajemy takie codzienne zadania, to wywołuje głębszą
refleksję. Wtedy, kiedy ktoś wraca do domu, to nie skupia się na tym, żeby kupić alkohol i go wypić. Wie, że ma wykonać pracę i na tym się skupia. Widzi te zmiany, bo ma np. napisać, jak się teraz czuje, co osiągnął w tym tygodniu. Myśli o tym, jak się rozwija, idzie do przodu i na tym skupia się jego uwaga. To po prostu pomaga w większym stopniu niż sama terapia, bo po terapii zostajemy sami. Tutaj mamy grupę wsparcia, dostajemy zadania, dowiadujemy się też rzeczy, które są omawiane na terapii uzależnień.
Co sprawia, że jedni ludzie potrafią wyjść z nałogu, a inni wracają do picia? Czy jest jakaś cecha, która odróżnia tych, którzy „dają radę”?
Tak. Uważam, że przede wszystkim podjęcie decyzji, że „ja tego chcę”. To jest determinacja, czyli chciałbym to zrobić, pragnę tego. Tylko żeby naprawdę tego zapragnąć, to trzeba odkryć swoje „dlaczego”. Nie te powierzchowne, że robię to dla rodziny, czy dla mamy, czy dla żony, czy dla dzieci, tylko takie, jakie ja odkryłem. Kiedyś myślałem, że chcę wrócić do domu, że nie wyobrażałam sobie życia bez dzieci, ale jak odkryłem swoje „dlaczego”, to okazało się, że jest zupełnie gdzie indziej. Że boję się umrzeć w samotności, pod mostem, jako bezdomny, że nikt nie będzie o mnie pamiętał, stanę się takim bezwartościowym człowiekiem. Ten strach był większy niż ten ból niepicia alkoholu, to odkryłem. Dlatego uważam, że to cecha osób, które naprawdę chcą coś osiągnąć, zmienić w swoim życiu, wyjść z tego nałogu: trzeba odkryć swoje prawdziwe „dlaczego”.
Prowadzi Pan podcast, social media, grupy dla osób walczących z uzależnieniem – jakie pytania lub problemy najczęściej zgłaszają Panu ludzie, którzy chcą przestać pić?
„Od czego zacząć?” „Pomóż mi, ratuj mnie”. Ale ci drudzy chcą, żebym ja za nich wykonał pracę. Natomiast ci pierwsi, to są osoby, które nie wiedzą, jak zacząć, nie wiedzą, jak podejść do tego, co z tym zrobić. Najczęściej pytają: jak wytrzymać, czym zastąpić te myśli. Taka osoba uzależniona po prostu nie wie, nie ma podstawowej wiedzy. Nie ma nigdzie tej edukacji, a nawet jak jest, to nikt nie chce jej słuchać. Podstawowe pytania to: od czego zacząć, gdzie się udać, co zrobić. Te osoby potrzebują z kimś porozmawiać, bo piją z braku miłości, samotności, żalu, nie kochają siebie. Mają coś takiego, co poczuli kiedyś w dzieciństwie. Może ktoś z rodziców, opiekunów, nauczyciel w szkole, powiedział im coś przykrego i to tkwi w nich do dnia dzisiejszego. Jeżeli nie wrócą do tamtego miejsca i nie zrozumieją, że tego już nie ma, to będą w tym tkwili.
Wracając do pytań, często pojawiają się: „dlaczego tak ciężko ludziom rozmawia się bez alkoholu?”, „po jakim czasie od odstawienia poczułeś, że już nie ciągnie cię do tej trucizny?”, „czy da się stopniowo ograniczyć spożycie alkoholu?”, „czy jest możliwe wyjść się z nałogu bez terapii?”, „czy jak odstawiłeś alkohol, to nie miałeś stanów depresyjnych?”. No i oczywiście podstawa: „od czego zacząć?”, „jak nie myśleć o tym alkoholu?”, „co zrobić, żeby wracając do domu, nie napić się piwa?”.
W tym roku mija 10 lat trzeźwości – czy zdarza się Panu jeszcze myśleć o alkoholu? Czy to już całkowicie zamknięty rozdział?
Czasami, bardzo rzadko, raz na rok, powiedzmy, zdarzy mi się. Jestem na wakacjach, ktoś idzie z piwem, spojrzę i mówię: „o, napiłbym się piwa”. Wtedy zawsze przychodzi mi taka myśl: „Norbert, o czym ty myślisz?” i już więcej nie myślę o tym. Uważa, że to rozdział zamknięty, ja nie żyję przeszłością. Porównałbym to do boksu. Kiedyś uwielbiałem oglądać boks, teraz też czasem spojrzę, ale on mnie już nie interesuje.
Co by Pan powiedział osobie, która jest na początku tej drogi, ale boi się, że nie da rady?
Rozumiem, że się boi, doskonale znam to uczucie. Też się bałem, byłem tym przerażony. Ale można to zrobić, nie jestem kimś wyjątkowym, nie jestem supermenem. Po prostu podjąłem decyzję, odkryłem swoje „dlaczego”. Dobrze mieć wsparcie kogoś obok siebie, kto nam pomoże, do kogo możemy zadzwonić. Najważniejsze, że to jest możliwe do zrobienia. Nie mówię, że będzie łatwo, ale wspólnie na pewno będzie to łatwiejsze i przyjemniejsze przejść tę drogę. Ważne, żeby patrzeć pozytywnie, a nie negatywnie.