Square Clock Streamline Icon: https://streamlinehq.com

Pn - Pt: 8:00 – 16:00

Mail Send Envelope Streamline Icon: https://streamlinehq.com
Phone Circle Streamline Icon: https://streamlinehq.com
Delete Square Streamline Icon: https://streamlinehq.com
Tailless Line Arrow Left Square Streamline Icon: https://streamlinehq.com

Blog

Od narkomana do Ironmana – Paweł Wolak

Od narkomana do Ironmana – Paweł Wolak

Gdyby ktoś mi dwadzieścia lat temu powiedział, że będę Ironmanem, miał wspaniałą rodzinę, kochanego psa, wymarzony dom, świetną pracę, mustanga w garażu i własną firmę, to najpierw bym się zaśmiał, a potem wciągnął kreskę. Bo wtedy nie wierzyłem w nic – zwłaszcza w siebie.

Mam na imię Paweł i jestem uzależniony. Zażywałem regularnie od trzynastego roku życia. Przez 17 lat z małymi przerwami zniszczyłem mocno siebie, zawiodłem dziesiątki ludzi, zraniłem jeszcze więcej. Dziś jestem czysty od ponad sześciu lat i mam poczucie, że to moje drugie życie i robię wszystko, żeby go nie zmarnować.

Dzieciństwo wspominam dobrze. Byłem pogodnym chłopakiem, takim z dużymi oczami i częstym uśmiechem, ale gdzieś po drodze coś zaczęło się psuć. Przeprowadzki, nowe szkoły, nowe towarzystwo, chęć przynależności stała się silniejsza niż cokolwiek innego. Chciałem być lubiany, akceptowany i szybko nauczyłem się, że „ten, co się napije” albo „ten, co się nie boi zajarać” – to ten, który jest „spoko”. A ja bardzo chciałem być spoko i chciałem, żeby ktoś mnie słuchał. 

Pierwsze piwo – podstawówka, zielona szkoła. Pierwsze upicie się – szósta klasa. Potem marihuana. Amfetamina. Wciągałem, żeby czuć się pewnie, żeby poczuć to, o czym opowiadali zawsze starsi koledzy. Po dragach chwilowo znikały moje kompleksy, mogłem być silny, śmieszny, ważny. I tak się zaczęło. Z roku na rok pogrążałem się coraz bardziej, zawaliłem szkołę, niszczyłem relacje, leciałem po równi pochyłej, coraz szybciej, coraz bardziej bezwładnie. Trafiłem do Monaru, mając 18 lat. Była to jedna z kilku terapii – przymusowych, z inicjatywy rodziców. Wtedy jeszcze nie miałem w sobie zgody na zmianę, nie byłem gotowy. Terapie zadziałały na chwilę, przerzuciłem się szybko z narkotyków na alkohol, bo przecież z nim nie miałem problemu. Tak wtedy myślałem.

Byłem pogodnym chłopakiem, takim z dużymi oczami i częstym uśmiechem, ale gdzieś po drodze coś zaczęło się psuć. Przeprowadzki, nowe szkoły, nowe towarzystwo, chęć przynależności stała się silniejsza niż cokolwiek innego. Chciałem być lubiany, akceptowany i szybko nauczyłem się, że „ten, co się napije” albo „ten, co się nie boi zajarać” – to ten, który jest „spoko”.

Przez lata z zewnątrz wyglądało, że jakoś sobie radzę. Z czasem pracowałem i mieszkałem za granicą. W Luksemburgu miałem dobrą pracę, pieniądze, pozory normalności. Ale w środku z biegiem czasu zaczynałem być wrakiem. Pustym, wypalonym człowiekiem, który nie potrafił już żyć – ani z dragami, ani bez nich. Miałem też sporą nadwagę, która wpędzała mnie dodatkowo w poczucie winy. Pamiętam dokładnie ten dzień – autostrada w Niemczech, rozpędzony samochód, betonowa ściana między tunelami, a ja totalnie naćpany, gotowy, żeby to wszystko zakończyć. Ale w ostatniej chwili… coś mnie zatrzymało, do dzisiaj nie umiem powiedzieć co. To była jakaś iskra, wraz z myślą o mojej rodzinie. W tej sekundzie poczułem, że nie chcę umierać. Bardzo szybko wróciłem do Polski, gdzie po chwili zdecydowałem się na terapię w Toruniu.

Od wejścia czułem, że to nie będzie zwykły pobyt. Na ścianach wisiały zdjęcia z górskich biegów, relacje z Mont Blanc, ultramaratonów – i to relacje terapeutów, którzy też byli uzależnieni czyści od wielu lat. To dawało mi ogromną dozę nadziei na fajne życie. Ale to, co naprawdę zmieniło moje życie, wydarzyło się głębiej – we mnie. To właśnie w ośrodku na Tramwajowej po raz pierwszy zrozumiałem, że uzależnienie to choroba. Nie wymysł, nie brak silnej woli, nie „złe wybory”. Choroba, która działa według swoich zasad. Choroba, na którą choruję – i którą zacząłem wreszcie rozumieć. Ale przede wszystkim, tam po raz pierwszy naprawdę przyznałem się przed sobą, że jestem uzależniony, bez ściemniania, bez udawania. I właśnie na Tramwajowej zapragnąłem, że chcę dać z siebie pierwszy i ostatni raz całe 100% i być trzeźwy do końca życia. Nie spróbować, nie „zobaczymy”. Wiedziałem, że dostałem dodatkowe życie i jeśli mam je przeżyć – to tylko w pełni świadomie. Podczas terapii zrzuciłem również 40 kg.

W ośrodku po raz pierwszy zrozumiałem, że uzależnienie to choroba. Nie wymysł, nie brak silnej woli, nie „złe wybory”. Choroba, która działa według swoich zasad. Choroba, na którą choruję – i którą zacząłem wreszcie rozumieć.

Ogromnym wsparciem okazali się ludzie, których poznałem w terapii. Razem wychodziliśmy z bagna, razem się podnosiliśmy, razem śmialiśmy się z rzeczy, które kiedyś nas niszczyły. Było w tym coś beztroskiego – bo świat był nowy, czysty, świeży. Jakby ktoś dał nam białą kartkę i powiedział: pisz swoje życie od nowa. I pisałem. Nie zawsze idealnie, nie zawsze pięknie, czasem litery się rozmazywały od łez, czasem frustracja rwała kartkę na pół, ale nie sięgałem po woreczek ani po butelkę. Choć bywało cholernie ciężko. Rozwiązywanie problemów na trzeźwo było najtrudniejsze – ale też najpiękniejsze, bo uczyłem się żyć naprawdę, z całym bólem, z całą radością, z całą odpowiedzialnością. Sport odegrał w moim życiu ogromną rolę. Można powiedzieć, że to dzięki niemu naprawdę się odnalazłem. Moja trzeźwość zyskała nie tylko kierunek, ale i napęd, że miałem gdzie włożyć całą tę energię, którą wcześniej wypalałem i że po raz pierwszy moje ciało i głowa zaczęły grać do jednej bramki.

Pamiętam to do dziś: Luksemburg, dzień pracy, ja w upale, leżący pod krzakiem i wtedy kątem oka widzę ludzi, którzy biegają, pływają, jadą na rowerze – zawody Ironman. A ja z pełną pogardą i szyderą myślę: co to za idioci? Po co się tak męczą?. Śmiałem się z nich, ale ten obraz pozostał w mej pamięci. I kiedy już wróciłem na prostą, kiedy złapałem pierwszy oddech na trzeźwo, coś we mnie mówiło: „Wróć tam, nie jako widz, ale jako zawodnik”. To był mój pierwszy sportowy cel – ukończyć 1/2 Ironmana w Luksemburgu, w tym samym miejscu, gdzie robiłem bardzo złe rzeczy,  gdzie zawiodłem tak wiele osób. W 2022 roku spełniłem ten sen, nie chodziło o czas, wynik czy miejsce, chodziło o symbol – że da się wrócić z najgłębszego dna i jeszcze stanąć na starcie z podniesioną głową. Rok później była Barcelona, gdzie ukończyłem pełny dystans i zostałem oficjalnie Ironmanem. Był to jeden z najpiękniejszych dni mojego życia, zresztą jak cała 2-tygodniowa wyprawa po całej Europie, na którą pojechaliśmy autem z żoną i naszym pieskiem.

Luksemburg, dzień pracy, ja w upale, leżący pod krzakiem i wtedy kątem oka widzę ludzi, którzy biegają, pływają, jadą na rowerze – zawody Ironman. A ja z pełną pogardą i szyderą myślę: co to za idioci? Po co się tak męczą?. Śmiałem się z nich, ale ten obraz pozostał w mej pamięci. I kiedy już wróciłem na prostą, kiedy złapałem pierwszy oddech na trzeźwo, coś we mnie mówiło: „Wróć tam, nie jako widz, ale jako zawodnik”.

Jestem dumny z tego, co udało mi się osiągnąć w sporcie – bo wiem, ile mnie to kosztowało. Złamałem 20 minut na 5 km, 1:30 w półmaratonie, zrobiłem 4:45 w swoim debiucie na 1/2 Ironmanie, ukończyłem pełny dystans Ironmana i przebiegłem 90 kilometrów ciągiem. To wszystko efekty konsekwencji, pracy i życia, które dziś wygląda zupełnie inaczej niż kiedyś. W tym roku najważniejsze wydarzenie sportowe to nie mój wyścig, ale bieg mojego przyjaciela Mariusza. Na 10-lecie swojej trzeźwości organizuje 360-kilometrowy bieg ciągiem –  Szlakiem Kopernikowskim. To dla mnie coś naprawdę ważnego – więcej niż jakiekolwiek zawody. A moje cele? W 2026 roku wracam do Luksemburga, żeby poprawić czas na 1/2 Ironmanie, a w 2027 – na swoje 40. urodziny – planuję start w pełnym Ironmanie w Barcelonie.

Dziś moje życie nie wygląda jak w filmach motywacyjnych, ale jest moje i wreszcie jest prawdziwe. Mam pracę w korporacji, którą naprawdę lubię – czuję, że się tam spełniam, rozwijam. Po pracy prowadzę małą firmę związaną z triathlonem – nie dla kasy, tylko dla serca. Mam pasję – i to nie tylko triathlon, poza treningami rozwijam się jeszcze na wielu innych płaszczyznach, prowadzę social media, uczę się programować, projektować oraz wielu innych rzeczy, które dają mi szczęście, ale są również narzędziem terapeutycznym. Największą wartością jest dla mnie rodzina, z którą naprawiłem relację. W Toruniu poznałem moją żonę, niedawno urodził się nasz synek – i on również odmienił w moim życiu jeszcze więcej. To dla niego chcę być lepszy i silniejszy. Nie wstałem któregoś dnia z myślą: od dziś będę nowym człowiekiem – i wszystko nagle się ułożyło. To nie tak, trzeźwość to nie prezent, to codzienny wybór, to moment, w którym masz świadomość, że wróci ból, frustracja, bezsilność, ale i szczęście, duma, spełnienie. Dziś mam w sobie zgodę na to, że życie jest pełne różnych barw, i że nie potrzebuję już niczego, co by je sztucznie podkręcało albo wycinało. Nie jestem ideałem, mam gorsze dni, miewam kryzysy, ale nie jestem już sam. Mam ludzi wokół, mam swoje narzędzia, mam sport, mam pasję, mam trzeźwą głowę na karku. I mam swoje „właśnie dzisiaj”, które codziennie mnie trzyma.

Nie wstałem któregoś dnia z myślą: od dziś będę nowym człowiekiem – i wszystko nagle się ułożyło. To nie tak, trzeźwość to nie prezent, to codzienny wybór, to moment, w którym masz świadomość, że wróci ból, frustracja, bezsilność, ale i szczęście, duma, spełnienie. Dziś mam w sobie zgodę na to, że życie jest pełne różnych barw, i że nie potrzebuję już niczego, co by je sztucznie podkręcało albo wycinało.

I jeśli ktoś dziś leży tam, gdzie ja byłem kiedyś  i myśli, że jest za późno… To nie jest. Dopóki żyjesz – możesz zacząć od nowa, małymi kroczkami, ale regularnie. Zresetowałem swoje życie w wieku 31 lat – Ty też możesz.

Paweł Wolak
Paweł Wolak

Paweł Wolak

Nazywam się Paweł Wolak, urodziłem się w 1987 roku w Ostrowcu Świętokrzyskim. Jestem osobą uzależnioną, od 2019 roku żyję w czystości. Przeszedłem pełną przemianę – fizyczną, psychiczną i życiową, zrzucając 40 kilogramów i odnajdując pasję w sporcie. Triathlon i bieganie to dla mnie coś więcej niż aktywność fizyczna – to forma terapii, dyscypliny i kontaktu ze sobą. Na co dzień pracuję w korporacji, prowadzę też własną firmę związaną z triathlonem. Stawiam na rozwój, inwestuję w siebie, mam wiele pasji. Jestem mężem, tatą i człowiekiem, który każdego dnia wybiera życie na 100%. Moją historią chcę pokazywać, że zmiana jest możliwa – niezależnie od tego, gdzie jesteś teraz.

Paweł Wolak

Paweł Wolak

Nazywam się Paweł Wolak, urodziłem się w 1987 roku w Ostrowcu Świętokrzyskim. Jestem osobą uzależnioną, od 2019 roku żyję w czystości. Przeszedłem pełną przemianę – fizyczną, psychiczną i życiową, zrzucając 40 kilogramów i odnajdując pasję w sporcie. Triathlon i bieganie to dla mnie coś więcej niż aktywność fizyczna – to forma terapii, dyscypliny i kontaktu ze sobą. Na co dzień pracuję w korporacji, prowadzę też własną firmę związaną z triathlonem. Stawiam na rozwój, inwestuję w siebie, mam wiele pasji. Jestem mężem, tatą i człowiekiem, który każdego dnia wybiera życie na 100%. Moją historią chcę pokazywać, że zmiana jest możliwa – niezależnie od tego, gdzie jesteś teraz.

Czytaj inne artykuły z magazynu "Pewna Terapia"

Ośrodek terapii uzależnień to nie SPA – ośrodek Katharsis

Jak odpocząć, ale jednocześnie pracować nad sobą Ośrodek terapii uzależnień to nie pensjonat ani SPA – to miejsce, w którym zaczyna się prawdziwa walka o siebie. W Katharsis w Świątnikach [...]

Gdy długość trwania sporu w związku spada z 7 godzin do 7 minut

Czy konflikt w Twoim związku musi trwać długie godziny? A co, jeśli napięcie między dwojgiem ludzi można rozładować nie przez emocjonalne przeciąganie liny, ale dzięki świadomemu [...]

Jak dziś być mężczyzną?

Od miłego chłopca i twardziela do Mężczyzny 2.0 Rozwody, nieudane relacje, ucieczka od odpowiedzialności, manipulacje zamiast autentyczności – to tylko niektóre z tematów, które poruszyliśmy w szczerej rozmowie [...]