Nie ma motywacji bez wsparcia
Jakie są najczęstsze sygnały ostrzegawcze, które wskazują, że ktoś zmaga się z uzależnieniem?
Uzależnienie jest chorobą bardzo „podstępną”. Rozwija się w czasie, nasilając swoje objawy w coraz bardziej zaawansowane stadium, gdzie u osoby uzależnionej pojawiają się widoczne, destrukcyjne konsekwencje. Początki choroby niosą za sobą często niezauważalnie sygnały, których bagatelizowanie i pomijanie jest bardzo niebezpieczne.
Pierwszym bardzo ważnym sygnałem ostrzegawczym jest zmiana zachowania. Człowiek, który się uzależnia, zmienia swoje codzienne funkcjonowanie i zachowanie. Może tak być, że postrzegamy go, jako osobę mniej zorganizowaną, chaotyczną lub nieobecną. Bardzo łatwo ulega emocjom, jest rozdrażniony, wybuchowy, albo obojętny i niezainteresowany codziennymi sprawami. W kontakcie z tą osobą odczuwamy dystans, mając wrażenie, że jest w „swoim świecie”. Może uciekać w izolację albo spędzanie czasu w zawieszeniu.
Osoba wpadająca w uzależnienie zmienia swoje zachowanie, zaczyna zaniedbywać wiele bieżących spraw i obowiązków w pracy, w domu lub w szkole.
Zaniedbuje swoje zdrowie, wygląd i ważne życiowe role. Stopniowo pojawiające się zaniedbania są wynikiem przewartościowania. Naczelną wartością staje się nałóg, co za tym idzie inne wartości, priorytety i zobowiązania są odsuwane na dalszy plan. Taka osoba traci motywację i zaangażowanie w sprawy, które kiedyś ją cieszyły. Rzecz jasna tego rodzaju zaniedbania będą generować coraz więcej problemów w relacjach, finansach, zdrowiu i bieżących sprawach. Nawarstwiające się konsekwencje popychają do regulowania emocji nałogiem.
Następnym sygnałem, który powinien zaniepokoić, jest zagłuszanie problemów i trudnych emocji przy pomocy danej substancji lub danej czynności nałogowej. Regulowanie emocji nałogiem działa w dwie strony. Po pierwsze taki człowiek dąży do tego, żeby przeżywać jak najwięcej i jak najczęściej przyjemne emocje, takie jak radość, satysfakcja i euforia. Po drugie nie chce mierzyć się z emocjami trudnymi takimi jak wstyd, strach, lęk, poczucie winy czy wyrzuty sumienia. Nałogowa ucieczka od problemów, konsekwencji i codziennych emocji to niezwykle groźna pułapka. My, jako ludzie, na co dzień przeżywamy wachlarz emocji, które są naturalne w naszym życiu, tak samo naturalne jest to, że czasami mamy kłopoty, przeszkody czy problemy życiowe. Alarmującym sygnałem jest konieczność sięgania po substancję lub czynność nałogową, aby poczuć się „lepiej” i „normalnie”. Żadna substancja psychoaktywna czy czynność nałogowa nie spowoduje, że problemy znikną i poczujemy się dobrze na stałe. Ta błędna pułapka regulowania emocji poprzez nałogi, w dalszym czasie przyniesie tylko pogłębienie nawarstwiających się problemów.
Kolejnym sygnałem ostrzegawczym, na który warto zwrócić uwagę, jest zmieniająca się rola, częstotliwość i funkcja danej czynności nałogowej. Jeżeli mówimy np. o alkoholu, to alkohol przestaje towarzyszyć tej osobie już tylko podczas spotkań towarzyskich, ale zaczyna pojawiać się coraz częściej np. zawsze w wolnym czasie, by zabić nudę, by umilić sobie wieczór, by lepiej oglądało się serial. Człowiek uzależniający się szuka coraz częstszego kontaktu z alkoholem bądź innym nałogiem, jednocześnie szukając usprawiedliwień i wymówek, by przed samym sobą udowodnić, że przecież nie robi nic złego. Coraz więcej przestrzeni w życiu tej osoby zajmuje nałóg. Co ważne, oprócz samego korzystania z czynności nałogowej, warto zaznaczyć, że elementem, na który warto zwrócić uwagę w „sposobie bycia” tej osoby, jest jej koncentracja na sprawach związanych z rozwijającym się nałogiem. W jej myśleniu, planowaniu oraz opowiadaniu coraz większą przestrzeń zajmuje koncentracja na sprawach związanych z uzależnieniem.
Niestety niezbyt często osoby, które się uzależniają, sięgają po pomoc na tym etapie. Rozwijające się mechanizmy obronne uzależnienia skutecznie bronią przed zobaczeniem prawdy. Dlatego, jeżeli w zachowaniu danej osoby widzimy tego rodzaju niepokojące sygnały, zawsze warto reagować.
Jakie cechy lub doświadczenia życiowe zwiększają ryzyko uzależnienia?
Uzależnienie jako choroba to złożona kombinacja biologii, psychiki i otoczenia. Nie ma jednej oczywistej drogi i przyczyny rozwoju uzależnienia. Ale z całą pewnością istnieją pewne kluczowe czynniki zwiększające ryzyko wpadnięcia w nałóg.
Zacznijmy więc od biologii, czyli czynników genetycznych. Jeśli w rodzinie występowały przypadki uzależnień, ryzyko wzrasta. Nie oznacza to jednak, że geny przesądzają o losie, ale mogą zwiększać podatność na określone substancje czy zachowania.

Prostym przykładem będzie np. to, że możemy odziedziczyć ilość enzymów wątrobowych odpowiedzialnych za szybsze metabolizowanie alkoholu w organizmie, a to może pociągać za sobą dalsze skutki. Ktoś, kto będzie odczuwał mniej dotkliwe konsekwencje spożywania alkoholu w dzień poprzedni, może po ten alkohol sięgać częściej niż np. osoba, która będąc „na kacu”, odchoruje to przez kilka dni. ALE podkreślam, może tak być, ale nie musi. Nie jest to czynnik 100% gwarantujący, że jeżeli w rodzinie był przypadek osoby uzależnionej, to uzależnienie dostaniemy w dalszym pokoleniu w pakiecie.
Natomiast jeżeli dołożymy do tego kolejny czynnik, czyli trudne doświadczenia z przeszłości to ryzyko zdecydowanie wzrasta.
Osoby pochodzące z rodzin dysfunkcyjnych, które doświadczyły zaniedbania, odrzucenia, przemocy, uzależnienia rodzica lub innego trudnego i traumatycznego doświadczenia mogą może mieć większą skłonność do szukania ucieczki w używkach lub destrukcyjnych zachowaniach.
Nałóg staje się wtedy dla takich osób mechanizmem radzenia sobie z bólem emocjonalnym i traumatycznymi wspomnieniami. Nie można zapominać o zdrowiu psychicznym jako czynniku wpływającym na potencjalne ryzyko rozwoju nałogu. Depresja, lęki, zaburzenia osobowości czy PTSD, to żyzna gleba, na której nałóg może się rozwijać.
Osoba niemająca wsparcia w otoczeniu rodzinnym, będzie chciała poszukiwać tego wsparcia na zewnątrz. Środowisko społeczne jako czynnik sprzyjający rozwojowi uzależnienia będzie niósł za sobą kolejne ryzyko. Brak zdrowych wzorców wyniesionych z domu, presja rówieśnicza, łatwy dostęp do substancji psychoaktywnych, brak wsparcia, chęć przypodobania się innym, pragnienie nawiązania bliskich relacji z jednoczesnymi deficytami, mogą skutkować tym, że dany człowiek wejdzie na drogę uzależnienia.
Poruszając się wokół historii życia takich osób, nie bez znaczenia są takie elementy, jak dane cechy osobowości i pewne deficyty, z którymi ten człowiek się zmaga. To, co może korelować ze skłonnościami wchodzenia w nałóg to np. introwertyzm, wysoka wrażliwość emocjonalna, zaniżona samoocena, trudności w radzeniu sobie ze stresem, trudności we wchodzeniu w relacje czy nieśmiałość. Osoby zmagające się z tego rodzaju trudnościami będą szukać ukojenia w nałogach, które będą powodowały ucieczkę od rzeczywistości I OD SIEBIE. Niestety, tak jak zaznaczyłam wcześniej, nie będzie to rozwiązaniem tych przeżywanych barier i trudności – taki człowiek musiałby być „pod wpływem” cały czas, aby czuć się dobrze w wykreowanym, nieprawdziwym, nałogowym świecie. Rozwojowi uzależnienia mogą również sprzyjać cechy osobowości jak impulsywność, skłonność do podejmowania ryzykownych decyzji, trudności w kontrolowaniu emocji.
Jaki jest pierwszy krok w kierunku zmiany dla osoby uzależnionej? Co musi się stać, żeby zacząć walkę z nałogiem?
Bardzo często spotykam się z takimi hipotezami, że uzależniony człowiek „musi chcieć coś zmienić”. Byłoby rewelacyjnie, gdyby tak się działo, ale proszę wyobrazić sobie osobę uzależnioną będącą w alkoholowym amoku, lub hazardzistę uporczywie próbującego odegrać się w kasynie, że ten człowiek jakimś cudem zechce coś zmienić. Dotarcie do tej świadomości nie jest oczywistym wydarzeniem i faktem. W mojej opinii jest to dopiero jeden z wielu etapów, do którego dany człowiek dochodzi PRZY POMOCY SPECJALISTY. To jeden wielki mit, że uzależniony musi chcieć coś zmienić. Dlaczego tak uważam ? Bo nie myśli realnie, bo nie czuje prawdziwie, bo sam strach wygenerowany konsekwencjami, bicie się w pierś i przysięganie zmiany nie ma nic wspólnego z wewnętrznym przekonaniem i zgodą tego człowieka, że nałóg przejął kontrolę nad jego życiem i chce coś zmienić. Ten człowiek w początkowym etapie jest w chaosie, mieszance myśli o rezygnacji i powrocie do nałogu. Dlatego tak wielu uzależnionych bez terapii nie daje rady.
Uważam, że na motywację uzależniony ma czas pracować na terapii, nie musi być gotowy i zmotywowany na starcie. Dlatego tak ważne, żyjąc z osobą uzależnioną, jest odebranie mu komfortu życia w nałogu. Takiej osobie należy odebrać każdy możliwy komfort. Często punktem zwrotnym jest konsekwencja, która boli np. utrata pracy, rozpad związku, problemy zdrowotne, finansowe czy poniesiony wstyd za zachowanie spowodowane utratą kontroli. Tu potrzeba mocnego ciosu od życia, żeby ten człowiek się otrząsnął. Ale to nie wystarczy. Walka w samotności nie przyniesie efektu. Dlatego tak ważne jest podjęcie terapii.
W terapii uzależnień często mówi się o motywacji. Co jest kluczowe, by utrzymać motywację do zmiany w trudnych chwilach?
Myślę, że na starcie warto uświadomić sobie, że motywacja nie jest czymś stałym i nie jest czymś, co pojawia się samoistnie.
Motywacja to nie tylko siła woli – to budowanie codziennych nawyków, które pomagają w zmianie.
To przypominanie sobie każdego dnia, że warto, nawet jeśli jest trudno. Nawet najsilniejsza motywacja może słabnąć w chwilach kryzysu. Będą potknięcia, będą porażki. Życie nie jest proste, nie jest idealne – trzeźwienie również. To naturalne. To trzeba zaakceptować. W chwilach zwątpienia w siebie w sens trzeźwienia, sens terapii warto przypomnieć sobie, od czego się zaczęło. Myślenie o konsekwencjach, które poniosła dana osoba w okresie czynnego uzależnienia, może pomóc wrócić na właściwe tory. To, co z pewnością warto podkreślić to, że na dłuższą metę nie wystarczy motywacja zewnętrzna, czyli wspomniane konsekwencje. To, co może pomóc w długotrwałej zmianie to odnalezienie motywacji wewnętrznej, czyli znalezienie głębokiego, osobistego powodu, dla którego warto walczyć. I tu motywów może być wiele np. życie, wolność, czy szczęście bez nałogu. Ale! Nie ma motywacji bez wsparcia. Terapie, mityngi, wsparcie bliskich to elementy niezbędne, by mieć siłę do działania.
Czy terapia grupowa jest skutecznym rozwiązaniem w leczeniu uzależnień? Jakie korzyści płyną z pracy w grupie, a co można osiągnąć tylko w terapii indywidualnej?
W mojej ocenie terapia grupowa jest skutecznym narzędziem w leczeniu uzależnień. Oczywiście warto zaznaczyć, że skuteczność terapii zależy w dużej mierze od pacjenta. Bardzo często pacjenci nie są gotowi otworzyć się przed grupą obcych osób i taka forma terapii może być dla nich zniechęcająca, by podjąć leczenie. Przy odpowiednim pokierowaniu przez terapeutę prowadzącego, pobudzenie procesu motywacji oraz przygotowanie do uczestnictwa w grupie, może takiej osobie pomóc pokonać wewnętrzne bariery blokujące podjęcie terapii grupowej.

Przygotowany do pracy w grupie musi być też terapeuta. Jeżeli terapeuta nie kontaktuje się ze swoimi wewnętrznymi oporami, niechęcią, lękiem i motywacją do pracy na grupie – to przełoży się na doświadczenia pacjentów.
Uważam, że korzyści płynących z pracy w terapii grupowej jest bardzo wiele. Jedną z największych korzyści terapii grupowej jest poczucie wspólnoty i podobieństwa z uczestnikami – osoba uzależniona przestaje czuć się samotna w swoim problemie, widzi, że inni mierzą się z podobnymi trudnościami, i dostaje wsparcie od ludzi, którzy naprawdę rozumieją, przez co przechodzi. To pomaga przełamać wstyd i poczucie bycia gorszym. Po drugie lustrzane odbicie siebie w doświadczeniach innych, będzie doskonałą okazją do zobaczenia, jak działa uzależnienie w całej okazałości. Obserwując jakie mechanizmy działają u różnych osób, jak radzą sobie z trudnymi sytuacjami, co pomaga im w trzeźwieniu – to cenne źródło inspiracji i motywacji, bo pokazuje, że zmiana jest możliwa. Zwróciłabym uwagę na znaczący element konfrontacji, z innymi uczestnikami – to pozwala sprowadzić osobę uzależnioną na ziemię i pracować nad destrukcyjnymi mechanizmami uzależnienia.
Praca na grupie uczy odpowiedzialności, szczerości, zdrowego sposobu nawiązywania relacji, pomaga otwierać się na ludzi i świat – co jest kluczowe w walce z uzależnieniem.
Być może „włożę kij w mrowisko”, ale nie uważam, że terapia grupowa jest dla każdego i jest jedynym warunkiem zaważającym na skuteczności terapii uzależnień. Dobrze, kiedy terapii indywidualnej towarzyszy terapia grupowa, ale nie zawsze jest to możliwe i konieczne. I tu warto docenić znaczenie terapii indywidualnej. Są pewne aspekty, trudności, przeżycia, którymi można zająć się tylko w terapii indywidualnej, ponieważ pozwala skoncentrować się na jednostce. Warto zaznaczyć, że na pewne kwestie poruszane grupowo uczestnicy mogą nie być gotowi emocjonalnie i poznawczo. Uważam, że terapia indywidualna daje przestrzeń na bardziej intymne rozmowy i dopasowanie terapii do indywidualnej sytuacji danej osoby. Jeśli mamy jednocześnie obie formy terapii, zazębiające się metody razem mogą stworzyć solidne fundamenty do trwałej zmiany. Natomiast bardzo wyraźnie podkreślam, każdy pacjent jest inny i każdy ma inne potrzeby. Wiele placówek terapeutycznych zakłada z góry dopasowanie pacjenta do z góry nałożonego programu. Moje podejście do pracy terapeutycznej jest zupełnie odwrotne – to program powinien być odpowiednio dopasowany do każdego pacjenta. Nieśmiało stwierdzam, że zdecydowanie widzę tego pozytywne rezultaty w zachodzących zmianach u moich pacjentów.
Czy w przypadku osób uzależnionych terapia online również się sprawdza?
Otworzenie się na pracę online w terapii jest nadal bardzo kontrowersyjnym tematem w odbiorze wielu psychologów i terapeutów. Spotkałam się z bardzo radykalnym, sztywnym i jednostronnym podejściem w kwestii prowadzenia terapii online, czy pokazywania się terapeutów w social mediach. Strona hejtująca powiela mity, iż terapia online oraz obecność psychologa/terapeuty w social mediach są nieetyczne – ale czy są ku temu konkretne pobudki i doświadczenia popierające tak surową ocenę ? W 2014 roku usłyszałam od pewnej osoby, bardzo doświadczonej w dziedzinie lecznictwa psychiatryczno – terapeutycznego, że kiedyś terapia online będzie czymś oczywistym. Przyznam, że mimo iż wtedy ta osoba była dla mnie ogromnym autorytetem, pomyślałam, że chyba to niemożliwe. Pomyślałam tak dlatego, że jako początkujący specjalista kompletnie nie miałam doświadczenia takiego jak dzisiaj. Nie byłam, gotowa, otwarta na zmiany, chciałam czuć się bezpiecznie, idąc jedynie za sztampowym schematem – próbując dopasować pacjenta do programu. I może to jest odpowiedź na podział specjalistów w tym temacie. Wraz z nabywanym doświadczeniem oraz otwartością na zmiany, które są nieuniknione w rozwoju świata i technologii, podjęłam rękawicę, by zmierzyć się z pracą terapeutyczną online oraz działaniem w social mediach. Już wcześniej najbliższe w pracy terapeutycznej było dla mnie dostosowanie terapii do możliwości i potrzeb pacjenta. Jednak to, co zaobserwowałam, pracując terapeutycznie online oraz działając w social mediach, przerosło moje najśmielsze oczekiwania.
Po pierwsze spotykam się z bardzo pozytywnym odbiorem u moich obserwatorów i pacjentów. Ludzie zaczepiają mnie na ulicy, dziękując, że dzielę się darmową edukacją, doprowadzając tym niejedną osobę do zmiany, do świadomości, czy do podjęcia terapii. Po drugie nie widzę różnicy pomiędzy zmianami, które zachodzą w procesie terapeutycznym u pacjentów pracujących online a stacjonarnie. ALE tu zaznaczam – każdy pacjent ma inne potrzeby i to uważam za czynnik decydujący, w jaki sposób dopasuję program do możliwości pacjenta. Tak samo w terapii stacjonarnej są pacjenci, którzy wymagają hospitalizacji, pobytu w ośrodkach długoterminowych, na grupie czy tylko indywidualnie. Tak samo pracując online, również podejmuję takie decyzje względem konkretnego pacjenta. Są pacjenci, którzy będą sami z siebie potrzebowali terapii stacjonarnej, dla nich będzie niosło to wiele korzyści i to jest jak najbardziej w porządku. Każdy człowiek jest inny. Jednak zauważam, że nawet pacjenci początkowo nie gotowi na terapię online z czasem, gdy z terapeutą mają zbudowaną więź i czują się bezpiecznie, zaczynają przychylać się do formy pracy online.
Terapia online niesie za sobą bardzo wiele korzyści: po pierwsze z terapii można korzystać z każdego miejsca na ziemi. W moim gabinecie online pojawiają się pacjenci z różnych kontynentów, gdzie dostęp do polskiej terapii jest utrudniony. Po drugie to spora oszczędność czasu, możesz pogodzić terapię z pracą i obowiązkami domowymi. Uważam, że w dzisiejszym pędzie życia to doskonałe rozwiązanie. Mam również przypadki osób, które są w zagrożonej ciąży, tuż po porodzie, osoby chore i uziemione w domu, dla których podjęcie terapii stacjonarne jest po prostu niemożliwe – tu terapia online wychodzi naprzeciw tym przeszkodom.
Osobiście w moim gabinecie online prowadzę zarówno terapię indywidualną, jak również grupową. Przyznam, że postępy, które osiągają moi pacjenci w swoich zmianach życiowych, są porównywalne do pacjentów, z którymi pracuję stacjonarnie.
Spotykam się z bardzo wzruszającymi momentami kiedy siła grupy pracującej online jest na tyle mocna, że organizujemy zjazdy stacjonarne gdzie pacjenci z różnych stron Polski lub świata mogą spotkać się ze mną osobiście. Zdarzało mi się również, że do gabinetu stacjonarnego na sesję przyjechał pacjent, który pracuje ze mną indywidualnie online, żyjąc w innym państwie – co uważam za niezwykle wzruszające.
To, co jest bardzo ważne, pracując online to oczywiście przygotowanie techniczne terapeuty. Pacjent musi czuć się bezpiecznie, pacjent musi mieć wsparcie ze strony terapeuty gdy technologia przyniesie pewne przeszkody, terapeuta sam w sobie musi być przekonany i gotowy do tej formy pracy, jeżeli te warunki nie są spełnione, to nie spotka się z powodzeniem. W moim przypadku pomocne w otworzeniu się na terapię online okazały się odwaga, gotowość na zmiany, otwartość oraz opieranie się na własnych doświadczeniach, obserwacji pozytywnych zmian u pacjentów oraz nieopieranie się na sztampowej i niepotwierdzonej ocenie pewnego grona osób. Podsumowując, nie każdy jest gotowy na otworzenie się na pracę terapeutyczną online. Dla mnie osobiście niesie to bardzo wiele możliwości dla pacjenta, a w mojej opinii, to pacjent powinien mieć tutaj największe znaczenie.